19/02/2023
Wiele lat czekaliśmy na tę chwilę uniesień, którą aktorzy Maska wywindowali wysoko hen ku górze. Doskonała gra aktorska, wspaniałe kreacje, znakomita reżyseria, kompozycja świateł, potęgująca emocje muzyka, minimalna, pełna umowności scenografia! Maska wyniosła nas na duchowe wyżyny!
Lutowego „Chefec’a” (mimo, że premierowo można go było zobaczyć w czerwcu 2019 roku), oglądaliśmy z zapartym tchem, odkrywając go na nowo; powiewał świeżością i nowym „brzmieniem”.
Kiedy po „chefecowym weekendzie” nie cichły jeszcze echa kuluarowych rozmów o sztuce Hanocha Levina, miało się wrażenie, że wydarzyło się naprawdę coś niezwykłego. Przede wszystkim maskowy Chefec, dojrzał niczym stare, dobre wino. Te trzy lata scenicznego głodu i emocjonalnego spustoszenia wywołanego pandemią dały czas na przemyślenia, oswojenie trudu premiery i odczuwanego wówczas zbyt ciężkiego kalibru sztuki. W międzyczasie zmieniła się też obsada, zatem praca ruszyła jakby od początku; niektórzy potrzebowali odpoczynku, zdystansowania się, nabrania sił… Aż w końcu dojrzeliśmy, zgłodnieliśmy sceny, a sale teatralne zostały na nowo otwarte, więc gotowi ruszyliśmy ze wznowieniem. Pojawiło się nazwisko Aleksandry Lasoń, w zastępstwie Joanny Gądek, a zamiast Mateusza Droździewicza – Dominika Liska. Niestety „klątwa Chefeca” (tak aktorzy na skutek licznych przeszkód, szeptali sobie za kulisami) nie opuszczała zespołu. Dwa zaplanowane weekendy z Chefecem w ostatniej chwili odwołano, tym razem moce Maski spalił na panewce COVID. Kolejna przerwa i balansowanie na emocjach wymusiły konieczny aktorom odpoczynek. W międzyczasie do roli Klemensei powróciła Malina (Asia Gądek), a Oli w tej roli nie dane nam było zobaczyć na scenie. Jednak śmiało można stwierdzić, iż ciągłość prób zawdzięczamy Oli, bo ówczesny wakat po Malinie dzięki Niej został szybko obsadzony, a próby możliwe do realizacji.
Te trzy lata nie były bezczynne. Maska odpierała przeciwności i walczyła. Trud się opłacił! Wspaniałe przyjęcie publiczności, owacje na stojąco, liczne ciepłe słowa w sokołowym voyer czy w pisanych wiadomościach wynagradzają lata (sic!) zmagań z materią i własnymi niemocami. Aktorów strudzonych latami żmudnych przygotowań, nareszcie można było zobaczyć szczęśliwych z powodu niewątpliwie dobrze przyjętego spektaklu, sukcesu zespołu, przełamania własnych słabości i ograniczeń, które niejednokrotnie targają aktorem, jako tą wrażliwą i delikatną duszą.
W spektaklu wyreżyserowanym przez Andrzeja Morawę, który zadbał również o dopełniające spektakl oświetlenie i muzykę, zobaczyliśmy:
Joannę Gądek (Malinę) – w roli Klemensei, żony Tejgelacha. Malina z wrodzonym sobie urokiem i z niezwykłą lekkością wcieliła się w kobietę mocnego charakteru, której nie trudno manipulować otoczeniem i patrzeć na nie z wyższością, nie wyłączając z tego grona męża. Jedynie córka Fogra wymyka się spod jej kontroli i można by się zastanawiać, czy w cynizmie jakim przepełniona jest Klemensea, Fogra nie przerosła swojej mistrzyni. Choć w całej tej postaci jest tyle uroku i wdzięku, że damy się jej uwieść, przymykając oczy na drapieżcze zapędy.
Mężem Klemensei jest Tejgelach, namiętnie tworzący gry chefecowe, które poprawiają jego samopoczucie, a upokarzają i dręczą tytułowego bohatera. Tejgelach odgrywa się na Chefecu za swoje życiowe słabości, pantoflarstwo i niemoc względem żony, a jeszcze bardziej Fogry. Wydawałoby się, że mąż ten jest głową rodziny, szybko jednak przekonujemy się, kto w przenośni i dosłownie, nosi w tej rodzinie spodnie. W roli Tejgelacha zobaczyliśmy zawsze kradnącego serca widzów – Tomasza Okarmusa.
W aparycji subtelna i delikatna Fogra, faktycznie niczym wyzuta z uczuć bezwzględna bestia. Kobieta piękna, kobieta sukcesu… urokiem zdobędzie wszystko i wszystkich. Nie ma jednak świętości dla rodziców, rodziny, rzeczy, uczuć… wszystko co chwilowo przydatne dla poprawy jej samopoczucia jest warte uwagi, na moment, na ulotną chwilę… W tej roli Beata Boroń, nie sposób oprzeć się jej urokowi, kreacja na Jej wymiar!
W Fogrze podkochuje się Chefec (doskonała, brawurowa rola Ramziego Bahlawana), daleki kuzyn mieszkający w tej samej kamienicy. Kiedyś jej nauczyciel, opiekun dziś… trudno powiedzieć, kozioł ofiarny przyjmujący ciosy od rodziny, która wyładowuje na nim własne frustracje. Zaciągnięty w kozi róg, ulega wymuszonej, rodzinnej, absurdalnej decyzji, która wieńczy końcową scenę II aktu. Nim to nastąpi, „rekompensuje” sobie permanentne poniżanie na swoim z „wrodzoną nadwrażliwością” przyjacielu, hipochondryku Adasiu Bardasiu (znakomita, wzbudzająca aplauz publiczności kreacja Marka Andruszczyszyna). Poczciwy, choć skupiony na sobie i swoich natręctwach, trudno powiedzieć, czy realnych chorobach i maniach Adaś, prawie że staje się narzeczonym Chany Czerlicz. Ta kochająca się w Chefecu kelnerka, chwilowo daje się ponieść urokowi Adasia Bardasia, któż wie czy w akcie desperacji czy chęci wzbudzenia zazdrości? W utrudzonej życiem i zmęczonej pracą kelnerki, acz w subtelnej i pełnej wdzięku kreacji aktorskiej zobaczyliśmy utalentowaną Cecylię Biel.
Nie sposób pominąć istotnej w biegu wydarzeń roli Warszawiaka, narzeczonego Fogry. Przygotowujący się do ślubu, namiętnie oddający się przygotowywaniu dla siebie kanapek, dla którego największym dylematem jest czy zrobi je z jajkiem czy dżemem – dla Fogry jest elementem jej gry, manipulacji. Ma być jej świadkiem, ślepo i bezmyślnie za nią kroczącym dla przyjemności, które nadają sens porankom, południom i wieczorom. W roli Warszawiaka zobaczyliśmy Dominika Lisa, który przejął rolę po – Mateuszu Droździewiczu, a którego z kolei mogliśmy zobaczyć w premierowym spektaklu. Brawo dla obu Panów!
Nad wszystkim wydawałoby się – czuwa – Szukra. Ni to narrator, ni to kreator sytuacji, może podżegacz? Podglądacz sytuacji, którym nadał bieg? Wydawałoby się, że chciałby konkurować z rządzącą wszystkim Fogrą, czy mu się udaje? W tej roli znakomity Łukasz Pierożek.
Wspomniana na początku minimalistyczna scenografia, to czarne kubiki, które w zależności od sceny przyjmowały różne role. To za ich sprawą mogliśmy się znaleźć w różnych pomieszczeniach tej samej kamienicy, czy kawiarni. Czasem stawały się stołem, łóżkiem, kawiarnianym stolikiem a czasem oknem, przez które wszyscy mieszkańcy kamienicy mogli krzyknąć do Chefeca znamienne słowo „skacz!”. Nad sprawnością zmiany poszczególnych scen i przeobrażeniem ich w różne wnętrza czuwała znakomita „Ekipa bez pejsów”. Aktorzy Maski stwierdzili, że bez tej ekipy absolutnie nie dadzą już żadnego spektaklu. Zatem Elizo, Stefanie, Gabrysiu i Michale – wielkie dzięki za sprawność sceniczną, czujność, stworzenie fantastycznych kreacji „technicznych” i błyskawiczną metamorfozę scen 🙂
To była wyśmienita uczta, wyjątkowy weekend pełen emocji zarówno dla widzów jak i aktorów. Wierzymy, że w końcu przełamaliśmy wszelkie przeciwności i rozpoczęliśmy wspaniałą podróż z Chefecem, który wciąż i wciąż będzie gościł na afiszu MASKI. Dziękujemy Publiczności za uskrzydlającą atmosferę, która daje siłę i wiarę, że to co robimy ma sens. Do zobaczenia!
Prawa autorskie Hanocha Levina oraz tłumaczki Agnieszki Olek, reprezentuje Agencja Dramatu i Teatru ADiT.
„Chefec” Hanocha Levina, premiera Teatru Maska 19 czerwca 2019 roku
Reżyseria, światła, muzyka: Andrzej Morawa
Charakteryzacja, kostiumy: Marta Tyrpa
Obsada:
Klemensea – Joanna Gądek /Malina/
Tejgelach – Tomasz Okarmus
Fogra – Beata Boroń
Warszawiak – Dominik Lisek
Chefec – Ramzi Bahlawan
Adaś Bardaś – Marek Andruszczyszyn
Chana Czerlicz – Cecylia Biel
Szukra – Łukasz Pierożek
„Ekipa bez pejsów”:
Eliza Stefańska, Stefan Pocięgiel, Gabryś Szymonik i Michał Styrylski
Link do fotogalerii autorstwa Jarosława Karasińskiego https://bit.ly/3ZfmE9L
Marta Tyrpa
ul. Mickiewicza 7,
32-050
Skawina,
12 276-34-64
sokol@ckis.pl